Odwiedziło

czwartek, 7 lipca 2011

Atak dementorów

7 lipca. Wakacje. A ja czuję się jak wyruchany przez bandę dementorów. Zamiast cieszyć się słońcem i czasem wolnym gniję sobie jak drzewo, które zapuściło korzenie. Wrosłem w swoje mieszkanie i ani widzi mi się je opuszczać, bo na zewnątrz i tak nie ma co robić. Wolę trwonić godziny na oglądanie filmów, słuchanie muzyki, surfowanie po necie i inne głupie pierdoły zamiast zająć się czymś pożytecznym. Siedzę i pochłaniam słodycze jak pierwszorzędna śmieciarka, tak jak szybko we mnie wchodzą, tak szybko wychodzą. A razem z nimi wyrzucam z siebie to całe rozgoryczone gówno. Gniję jak drzewo, pruchnieję od środka. I wiecie co? Na razie nie chce mi się nic z tym robić. Dobrze mi się siedzi i egzystuje, po prostu. Lenistwo ogarnęło mnie tak jak woda topielca. Także...
Cheers i do usłyszenia, czy co tam wolicie.

środa, 15 czerwca 2011

Dlaczego tak fajnie być facetem? [8]

Siedzę sobie dzisiaj i tak myślę dlaczego tak naprawdę lubię być facetem i czemu nie oddałbym swojego penisa za oferowane w zamian miliony. Dochodzę do wniosku, że nie wiem, po prostu lubię być mężczyzną. Zapewne na tę sympatię do własnej płci składają się mniejsze rzeczy. Nie odpowiadam za to co będzie poniżej, bo dopiero zaczynam rozkładać to wszystko na czynniki pierwsze.
1. Gwarantowany orgazm.
Tak, to jest chyba najciekawsze. Zawsze zastanawiało mnie dlaczego kobiety muszą pracować, by takowy osiągnąć, a mężczyznom przychodzi on tak łatwo jak poranne golenie albo umycie talerza. Otóż odpowiem. Nie wiem, co nie zmienia faktu, że jest to zajebiste. Chyba każdy chce mieć coś tak łatwo, że nawet nie musi nad tym myśleć. No i tak jest właśnie z orgazmem u mężczyzn. Oni o nim nie myślą, nie skupiają się, by go osiągnąć, nie muszą wykonywać jakiś specjalnie wymyślnych ruchów. Wystarczy chwila czasu i oto jest.
2. Nie muszę się specjalnie szykować, by wyjść z domu.
Nie rozumiem tego, że kobiety, gdy muszą gdzieś wyjść szykują się dwie godziny. Ja przy dobrych obrotach zbieram się w 15 minut, czasem jednak jak mam lenia to wyleguję się w wannie i zlatuje dłużej. Ale, zmierzając do sedna. Chłopowi ogolenie się, umycie, ubranie i zjedzenie śniadania zajmuje około cztery razy mniej czasu niż kobiecie. Kobieta musi się umyć, potem wysmarować ciało milionem odżywek i kremów, uczesać, ułożyć włosy, zrobić sobie make-up, dobrać ubranie do pogody/nastroju/nie wiem czego jeszcze + milion innych bzdurnych spraw. Mężczyźnie wystarczy to co wymieniłem wyżej, a i ubrania nie musi dobrać jakoś pod czynniki zewnętrzne/wewnętrzne/inne (niepotrzebne skreślić). On po prostu myje się, ubiera, je, po czym wyrusza na polowanie. Samica natomiast musi się odpindrzyć, by wyjść. Myślę, że to pozostałości po naszych przodkach. Samice, by zwrócić na siebie uwagę samców musiały być piękne i odjebane, za to Ci drudzy musieli tylko utrzymać rodzinę więc do takich spraw jak ubiór (lub nawet jego brak) nie przywiązywali zbytniej uwagi. Także tego. Zajebiście, że nie muszę reperować dzień w dzień urody.
3. Zakupy.
O tak, najbardziej wkurwiająca rzecz u kobiet - ich umiejętność wybierania przedmiotów na zakupach, a raczej jej brak. Nigdy nie rozumiałem mojej matki, siostry i dziewczyn, które wchodząc do sklepu musiały obejrzeć wszystkie ciuchy na wieszakach, potem wszystkie przymierzyć, a na końcu stwierdzić, że nie kupią niczego, bo im się nie podoba. Większość facetów wchodząc do sklepu zazwyczaj idzie na dział, który go interesuje, od razu coś wybiera, przymierza i albo to bierze albo robi podejście drugie, które najczęściej skutkuje wyborem odpowiedniego towaru. Czas, który na tym zaoszczędzi może przeznaczyć na inne sprawy typu: piwo z kumplami, piwo na mieście lub piwo przed telewizorem. Kobieta natomiast w tym czasie lata po  kolejnych sklepach jak potłuczona tracąc czas, który mogłaby wykorzystać na: umycie naczyń, zrobienie obiadu albo podanie piwa swojemu mężczyźnie. No i powiedzcie mi kobiety, nie lepiej zadowolić swojego faceta niż denerwować się na gorączce przecen i wyprzedaży?
4. Ciąża i poród.
Zawsze zastanawiało mnie co czuje kobieta, gdy jej potomek rozrywa jej cipkę. Bo jakby nie spojrzeć to poród jest niczym innym jak próbą przeciśnięcia arbuza przez dziurkę wielkości truskawki. Gdybym był masochistą to sprawił bym sobie syntetyczną cipę i spróbował. Ale na ten moment, nie, dziękuję. Co do samej ciąży. Rosnący brzuch, zachcianki, szaleństwo hormonów. Nie, faceci nie lubią takich rzeczy, z zasady. O ile rosnący brzuch jeszcze da się ścierpieć, bo rośnie on od piwa to jedzenie ogórka kiszonego z bitą śmietaną albo nagłe zmiany nastroju nam raczej nie służą. Sam się momentami dziwię, że kiedy moja matka nosiła mnie w brzuchu cisnąłem ją o jakieś oliwki moczone w miodzie czy inne rzeczy, których teraz bym nawet nie dotknął. Poza tym mężczyzna lubi się wyspać, a nie wyobrażam sobie dobrze przespanej nocy z taką torbą z przodu.
5. Alkohol.
Jak wiadomo, w kulturze utarło się to, że mężczyzna lubi sobie wypić więc widok nawalonego jak stodoła chłopa nie jest raczej szokujący. Kobieta za to nie może za dużo w siebie wlać, bo gdy urżnie się porządnie to albo dziwka albo słaba głowa i nie powinna pić. Poza tym, nie spotkałem się z przypadkiem, by w sklepie w którym okazywałem dowód propszono mnie o niego ponownie przy kolejnej wizycie. Moje koleżanki za to zawsze muszą użerać się ze sprzedawczyniami. Często jest również tak, że to chłop może wypić więcej, bo podczas, gdy ja dopiero odpływałem w odmienny stan świadomości na imprezach moje koleżanki już smacznie spały.
6. Siła.
Tak, to również musiało się pojawić. Siła fizyczna, wiadomo o co chodzi. O ile kobiety muszą na to raczej pracować, mężczyznom z wiekiem przychodzi to jakoś naturalnie. W wieku czternastu lat nie miałem problemu z uniesieniem wora ziemniaków podczas, gdy moja siostra nie mogła go nawet przesunąć będąc w wieku lat szesnastu. Otworzenie słoika z ogórkami - co za problem. Zawsze, gdy trzeba coś przenieść lub przesunąć woła się mężczyzn. Niby źle, tak? Ale weźmy na ten przykład kolejkę w sklepie w którą facetowi nie jest się ciężko wepchnąć (chyba, że spotka osobnika tej samej płci, ale wiadomo od zawsze, że sklepy to terytorium kobiet), koncert na którym łatwiej mu odepchnąć innych na boki lub walka o miejsce w autobusie przy boku samicy. Tak, siła ma swoje plusy, które my mężczyźni potrafimy umiejętnie wykorzystać.
7. Golenie.
Tak, tego wam kobiety nie zazdroszczę. My, faceci, nie musimy golić ani nóg, ani rąk, ani klaty, ani nawet okolic intymnych, gdyż utarło się, że owłosiony mężczyzna to mężczyzna normalny i tak być powinno (w większości przypadków, nie zapominajcie, że lubię uogólniać). kobieta za to musi depilować nogi, depilować ręce jeśli znajduje się na niej za dużo włosów, depilować okolice bikini. No masakra, a ile bólu. Widziałem setki razy na koloniach/wyjazdach koleżanki, które z zakrwawionymi nogami śmigały po plastry do higienistki, bo się zacięły. Mężczyzna nie ma takich problemów i dzięki Ci za to ty tam na górze!
8. Sikanie. i menstruacja. 
Postanowiłem popytać niektóre z koleżanek czego zawsze zazdrościły mężczyznom. Zgodnie odparły, że braku miesiączki oraz tego, że nie muszą kucać podczas sikania. Panowie, 1:0 dla nas! Mężczyzna potrzebuje tylko rozpiąć rozporek, by oddać mocz, nie przeszkadza mu nawet to, że sika na drzewo czy krzaczek. Nie musi przyjmować jakiś karkołomnych pozycji, by załatwić potrzebę, a i również po to, by nikt go nie zauważył. Z tego co zaobserwowałem mężczyźni nie krępują się tak bardzo jak kobiety, gdy trzeba pokazać kawałek golizny. Co do menstruacji. Chłopy, wyobraźcie sobie, że co miesiąc boli was brzuch oraz, że cieknie wam krew z 'kranu'. Niezbyt kusząca perspektywa, przynajmniej dla mnie. Zmiana podpasek/tamponów, ból przed tym wszystkim tylko dlatego, że komórce jajowej usrało się przejść z jajnika do jajowodu. Jak dobrze, że mężczyzna nie odczuwa produkcji plemników, a jeśli już 'odczuje' ich nadwyżkę to jest to zaiste przyjemne.
9. Penis.
Ostatni punkt w mojej notce, gdyż nie chce mi się dalej wymieniać powodów dla których warto być mężczyzną, z racji tego, że jest ich mnóstwo, naprawdę. Najważniejszym jednak z nich, jak dla mnie, jest posiadanie penisa. Nie czuć pustki w kroczu, nie ma tam czarnej dziury i dlatego możemy chodzić w luźniejszych majtkach, których nie czuć. Kiedy jest Ci smutno nikt nie pocieszy Cię tak jak twój penis, zawsze możesz z nim porozmawiać, zawsze możesz go 'przytulić' i niezależnie od jego humoru sprawi, że na twoją twarz wypełznie uśmiech. Penis to najlepszy przyjaciel mężczyzny, zaiste. Jest jeden minus, który momentami potrafi przyprawić o rumieńce wstydu. Często nasz przyjaciel jest dosyć niesforny. Ale taki mały szkopuł niknie przy jego zaletach, a jak wiadomo - nie ma nikogo bez wad.
I tym pozytywneym akcentem kończę dzisiejszą notkę, pozdrawiam wszystkich posiadaczy penisa i wszystkie użytkowniczki korzystające z takiego fajnego tworu jakim jest : D 

poniedziałek, 6 czerwca 2011

Zwykły dzień samotnika [7]

Dzwonek budzika, który po chwili milknie. Otwiera oczy, przeciera je po czym stwierdza, że poleży jeszcze chwilę w łóżku. Piętnaście minut później zwleka się i wciąż pocierając powieki kieruje się w stronę łazienki biorąc po drodze ubrania przygotowane dzień wcześniej. Prysznic i poranna toaleta zajmują mu około pół godziny. Rozbudzony i rześki wychodzi i kieruje się do kuchni, by zjeść porządne śniadanie. Kończy się na zamiarach, bo jak zwykle zalewa płatki mlekiem. Zabrawszy miskę do pokoju włącza komputer, a po chwili muzykę i sprawdza wszystkie interesujące go witryny próbując uporządkować myśli przy swoich ulubionych dźwiękach. Południe. Postanawia w końcu wstać sprzed monitora i zrobić coś konstruktywnego. Zaczyna od pościelenia łóżka, wysprzątania biurka i umycia naczyń po innych domownikach. Później sprząta powierzchownie pokój, na większe porządki przyjdzie czas, gdy wróci z biblioteki. Zakłada buty po czym wychodzi z domu upewniając się, że drzwi zamknięte zostały na cztery spusty. Wsiada do windy, chwilę później jest już na zewnątrz. Nieśpiesznym krokiem idzie przez dwa osiedla, by w końcu przekroczyć próg biblioteki. twarz owiewa mu chłodne powietrze z wentylatora. Kładzie książki na blacie, głuchy odgłos przybijanego stempla. Idzie wybrać coś nowego, kończy się na dziale fantastyki i losowo wybranych książkach. Chwilę gawędzi z bibliotekarką po czym mówiąc wesoło 'do widzenia' wychodzi i idzie na małe zakupy. Woda, ser, jogurt, makaron, żelki. Płaci przy kasie ostatnimi pieniędzmi w portfelu, po czym wraca do domu, by dokończyć resztę swoich obowiązków. Idzie się przebrać, by nie zabrudzić zwykłego ubrania przy sprzątaniu. Stawia na gazie garnek z wodą po czym wrzuca makaron. Kiedy ten się gotuje, sprząta pokój przy włączonej wcześniej muzyce. Skończywszy przygotowuje sobie obiad po czym znowu siada przed komputerem i zajadając się włącza komunikator. Odpisuje na co ważniejsze wiadomości po czym bierze książkę i zaczyna ją czytać. Tak mija mu czas do godziny osiemnastej kiedy z pracy wraca matka. Chwilę z nią rozmawia po czym wraca do swoich zwykłych zajęć. O godzinie 21:00 przychodzi pora, by się wykąpać. Bierze książkę pod pachę i po chwili wyleguje się w ciepłej wodzie poznając losy kolejnych wymyślonych bohaterów. Tak mija zazwyczaj godzina po której suszy włosy i z powrotem siada przy komputerze, by posłuchać muzyki i poużerać się z kimś na licznych forach internetowych. Koło pierwszej w nocy powoli wszystko zamyka i wyłącza, by skończyć książkę pod kołdrą i zasnąć. Jak każdego dnia. A potem znowu się obudzić i przeżyć podobny dzień. I tak w kółko.
To zwykły dzień, zwykłej osoby, która wybrała samotność obcując z ludźmi rzadziej niż to ogólnie przyjęte. Takiej osoby jak ja.

piątek, 3 czerwca 2011

Hehe [5]

Nie chce mi się dzisiaj pisać nic konstruktywnego i dłuższego więc na pocieszenie podrzucam wam zajebistą nutę.



Proszę.
Mój mózg chyba gnije.
Branoc. I tyle.

czwartek, 2 czerwca 2011

Mamo! Tatuś jest bocianem! [4]

Na sam początek zróbmy mały pokaz. Spójrz do swoich majtek. Spojrzałeś? To dobrze. Jeśli widzisz coś zwisającego z dwoma kulkami pod spodem to znaczy, że jesteś dumnym posiadaczem męskiego narządu rozrodczego zwanego penisem. Jeśli natomiast nie posiadasz takiego bajeru, tylko jest tam płasko jak na trawiastej równinie, możesz nazwać się bez obaw kobietą, a co za tym idzie właścicielką damskiego narządu rozrodczego zwanego pochwą, a powszechniej cipką. Do czego zmierzam?
Otóż czasami mam wrażenie, że seks jest czymś o czym nie wolno mówić, a jeśli już o tym rozmawiamy to tylko tak, by nikt inny nie słyszał. Oczywiście mili ludzie, wychodzimy z kapusty lub przynoszą nas bociany (albo listonosz, jak kto woli). Czy naprawdę ciężko jest powiedzieć, że gdyby nie seks, człowiek nie mógłby zapewnić ciągłości genów i gatunkowej? Czy ciężko przyznać się do tego, że seks po prostu sprawia przyjemność. Czasem mam wrażenie, że tak. Czy głośne mówienie o tym, że się to lubi jest oznaką wulgarności? Czy istnieje tylko jedna pozycja, na misjonarza? Niestety, nie żyjemy w tak nudnym świecie. A może na szczęście?
Seks. Czym jest? Uznajmy, że jest to czynność mająca na celu spłodzenie potomstwa. Czy tylko? Według mnie nie, bo gdyby ten ktoś u góry chciał, byśmy nie czerpali z tego przyjemności, to coś by w tym kierunku zrobił. Nie wiem, kolce na penisie. zęby w pochwie. Fakt faktem, wszyscy (a przynajmniej znacząca większość) uprawia seks po to, by mieć satysfakcję. Co, jeśli tego zadowolenia nie ma? Albo ktoś nie chce go odczuwać albo po prostu nie mówi o tym, że nie zaznał przyjemności, a co za tym idzie, nie pozwala partnerowi się poprawić. Seks staje się mniej przyjemny i koło się zamyka. Nie jest taki jaki być powinien, więc nie mówimy o nim, bo dlaczego mamy poruszać temat czegoś, co jest dla nas nieprzyjemne?
Nie mówienie o seksie i traktowanie go jako coś, czego powinno sie wstydzić niestety przynosi więcej niż tylko wyżej wymieniona satysfakcja seksualna. Może zacznijmy o nastolatkach zachodzących w ciążę. Jak się później tłumaczą? 'Przecież podczas pierwszego razu nie zachodzi się w ciążę!'. Takich usprawiedliwień jest więcej, nie będę ich przytaczał, gdyż wiadomo o co mi chodzi. A co z chorobami wenerycznymi? Niektórzy nie są świadomi tego, że skutki seksu mogą być takie a nie inne. Dlaczego? Bo nie mają o tym z kim rozmawiać. Koło znowu się zamyka. Nie mówimy o nim, bo jeśli go uprawiamy to musimy się liczyć z tym i tym. A człowiek nie lubi wiedzieć, że coś mu grozi więc automatycznie to zagrożenie bagatelizuje. Problemy wynikające z nieodpowiedzialnego seksu bagatelizuje w sposób najprostszy - nie mówi o tym.
Wyobraźmy sobie sytuację. Jest małżeństwo, ludzie, którzy nie rozmawiają ze sobą o seksie.

Mąż: Kochanie...
Żona: Tak?
Mąż: Może pobawimy się w Parysa i Helenę? Albo w Romea i Julię?

Sami widzicie jak to absurdalnie brzmi. Problem 'nie nazywania rzeczy po imieniu' nie dotyczy tylko stricte samego seksu, ale również narządów temu służących. Przepraszam, ale gdy słyszę określenie 'Kasia' albo 'Mały' (odpowiednio cipka i penis), to mam ochotę wybuchnąć niepohamowanym śmiechem. O ile pierwsze określenie można jeszcze przeboleć, tak drugie jest dla mężczyzny co najmniej klopotliwe. Otóż przyznać się drodzy panowie. Który z was chce, by nazywano was 'małymi'? Kobiety? Czujecie komfort, gdy wasz partner mówi 'Kasia' albo 'Pierożek'? No na boga, po to są nazwy, by ich uzywać, a więc bezproblemowo można powiedzieć penis lub pochwa. Nic w tym zbereźnego (no można polemizować, zależne od kontekstu, ale piszę to w ujęciu ogólnym), nic obraźliwego. Jeśli będziesz chciał porozmawiać ze swoim partnerem o tym co przynosi Ci przyjemność powiesz mu: 'Kochanie, mój drągal lubi...'? Absurd, absurd, absurd.
Mówienie o seksie jest jak najbardziej naturalne i na miejscu, jeśli rozmawiamy o tym z osobą, która powinna/może słuchać o naszych doświadczeniach. By zdobyć potrzebną wiedzę, trzeba po nią po prostu sięgnąć. Jeśli ktos widzi w tym problem, trudno, może poszczęści mu sie i będzie mieć stuprocentową satysfakcję z seksu, nie dorobi się gospodarstwa dzieci i nie złapie grzybicy. Taka trochę rosyjska ruletka. Cóż, nie wiem co więcej napisać więc napiszę tylko: Idźcie, uprawiajcie seks, rozmawiajcie o nim i się tego nie wstydźcie.

Pozdro.

środa, 1 czerwca 2011

Bardzo lubię kurwa przeklinać. [3]

Jak sam tytuł wskazuje wpis ten traktować będzie o przeklinaniu i używaniu wulgaryzmów. Jak zdążyłem zauważyć ludzie dzielą się na tych, którzy używają wulgaryzmów w nadmiarze oraz tych, którzy na sam dźwięk powszechnie uznany za niestosowny, krzywią twarz jakby przypalano ich rozgrzanym żelazem. Jest również trzecia grupa, do której ja się zaliczam. Są to osoby, które przeklinają, nie widzą w tym nic złego, ale wiedzą co to umiar i nie używają słowa kurwa jako znaku interpunkcyjnego.
Wyobraźmy sobie sytuację w której uczestniczą trzy osoby. Osoba z pierwszej grupy, osoba z drugiej oraz osoba, której umiarkowane przeklinanie nie przeszkadza i sama od czasu do czasu użyje cięższego słowa. Oznaczmy ich literami: A (pierwszy), B (drugi), C (trzeci).

A: No i wtedy kurwa, rozumiesz kurwa, poszedłem do tego sklepu i kurwa co widzę? Promocja na sześciopak kurwa.
B: Ale nie musisz tak wyklinać, można to było powiedzieć bez tych twoich 'przecinków'.
A: A chuj Ci do tego jak ja mówię, jak Ci kurwa nie pasuje to kurwa spierdalaj i nie słuchaj.
B: Ale musisz się pogodzić z tym, że używanie takich słów publicznie może nie pasować wszystkim wokół Ciebie.
C: ...

No i co w takiej sytuacji ma zrobić osobnik C, by nie wyjść na hipokrytę? Czy przyznać rację osobie A i zostać oskarżonym o to, że mimo, że sam klnie wiedząc, gdzie jest granica dobrego smaku, przyznaje rację 'prymitywowi' lub poprzeć osobę B i zostać posądzonym o nielogiczne myślenie? W końcu jeśli sam używa wulgaryzmów daje na to przyzwolenie innym, nieprawdaż? Otóż częściowo. Daje przyzwolenie na mówienie w taki a nie inny sposób do granicy, którą sam wytycza. Potem niestety, może poczuć się zdegustowany/zniesmaczony/zmieszany (niepotrzebne skreślić).
Do czego zmierzam. Zauważyłem, że często zdarzają się sytuacje w których osoby, które znalazły złoty środek w takiej sytuacji daja przyzwolenie innym na wyrzucanie wulgaryzmów z siebie z prędkością karabinu maszynowego. Również zdarza się na odwrót. Jadą po osobach, które przeklinają mniej niż one, gdy tylko zauważą coś, co minimalnie odbiega od powszchnie przyjętej etykiety słownej (jeśli można to tak nazwać).
Ludzie pilnując samych siebie popadają w przesadną hipokryzję. Ja nie uważam, że mam z tym szczególny problem. Owszem jestem człowiekiem i zdarzają mi się pomyłki, ale nie jest to zjawiskiem na tyle częstym, bym mógł zasłużyć sobie na miano 'tego co się czepia, a robi tak samo'.
Nawiązując do tej hipokryzji, pragnę zaznaczyć (to zdanie będzie skierowane głównie do nightwoodowiczów) iż władza nie daje przyzwolenia na ignorowanie prawa, za respektowanie którego jesteśmy odpowiedzialni. Nie będę wymieniał po nickach u jakich osób zauważyłem takie sytuacje, że tuż po zaserwowaniu w poście/wypowiedzi solidnej wiązanki dają ostrzeżenie osobie, z której ust wyleciało zupełnie przez przypadek 'kurwa' (w tym wypadku raczej spod palców, ale wiadomo o co chodzi). Szanujcie nas, zwykłych użytkowników, a sami będziecie szanowani. Wzajemne zrozumienie i poszanowanie godności oraz tego, że jesteśmy tylko ludźmi dużo może ułatwić, a i wtedy niepotrzebne spięcia ulegną redukcji. Odbiegłem trochę od tematu.
Otóż, ludzie, nie pilnujcie się, bo im człowiek jest bardziej pilnowany tym więcej pomyłek popełnia. Dajcie sobie trochę luzu, bo jeśli raz na jakiś czas napiszecie kurwa lub jebać nikomu uszu nie urwie, bo to nie huragan Katrina tylko zwykłe słowo, które zapisało się już na stałe w pewnej sferze naszego języka. Ja nie mam zamiaru się sprawdzać na każdym kroku, lubię przeklnąć, ale z umiarem. I chciałbym, by osoby, które same przeklinają to również respektowały. Te które nie, również, bo nie jest to ilość sprawiająca mentalne mdłości. Reasumując...

Bardzo lubię kurwa przeklinać. 

Wyszła śmietana, a miało być masło maślane. 
A jaki jest wasz stosunek do tego? Czy używanie tych słów jest według was złe czy nie? Jeśli chcecie wyrazić swoją opinię na ten temat, zapraszam, komentarze czekają.

Dziękuję, z fartem.

wtorek, 31 maja 2011

Kill yourself (or your music taste). [2]

To tak słowem wstępu napiszę o czym traktować będzie ta notka. Rozpiszę się trochę o gustach muzycznych, gdyż dzisiaj miałem dwie sytuacje o nich traktujące.
  Otóż przechodząc do sedna sprawy. Pierwsza z tych sytuacji zdarzyła się na shoutboxie pewnej gry internetowej w momencie, gdy siedząc i słuchając Muse zajadałem się żelkami z jakiejś pospolitej sieciówki. Otóż przyglądam się toczonym rozmowom i w pewnym momencie widzę, że jakieś dziewczę (na moje oko jakieś 15 lat, mocno ograniczony sposób myślenia; wnioskuję to po jej sposobie wypowiadania się oraz stosunku do innych osób) uparcie wmawia innym, że jedyny i słuszny rock to klasyki pokroju AC/DC, Led Zeppelin oraz Guns N' Roses, a inne gatunki muzyczne oraz zespoły współczesne są jednym wielkim gównem. No przepraszam bardzo, ale to, że nie przemawiają do mnie takie zespoły, które ogólnie przyjęte są jako standard swojego gatunku nie jest powodem do tego, by wypowiadać się na temat tego, czego słucham nie poznając nawet twórczości danego zespołu. Jeśli Muse lub 30 Seconds to Mars to gówno, cieszę się, że jestem tą muszlą klozetową do której ono trafia. Widać bylo, że dziewczę słucha tych zespołów częściowo na siłę, kreując w ten sposób swój rockowy image zbuntowanej nastolatki. Rozumiem, buzują hormony, ma się w dupie cały świat, ale nie jest to powód, by jeździć doszczętnie po wszystkim co choćby trochę odstaje od naszego własnego światopoglądu. Sam szanuję gusta muzyczne innych, więc nie widzę problemu, by inni szanowali mój. Jeśli tego nie robisz, wybacz, ale jesteś dla mnie debilem z którym nie warto rozmawiać, bo taka rozmowa jest zupełnie bezproduktywna. Co innego jeśli szanujesz moje poglądy, ja twoje, bo wtedy oboje możemy się czegoś wzajemnie nauczyć, a kto wie, być może nawet przekonać do czegoś co do tej pory leżało nam średnio.
Kolejna sytuacja to po prostu rozmowa ze znajomym na znanym wszystkim komunikatorze GG.  Oczywiście zaczęło się od powitania, zapytania jak mija i obgadaniu pierdół, po prostu rozmowa jak każda inna. W pewnym momencie zebrało nam się na wspominanie muzyki, której kiedyś słuchaliśmy no i się zaczęło. Na rzut poszli tacy wykonawcy jak Katy Perry, Black Eyed Peas, Mike Posner, Sam Sparro, Timbaland. Będąc szczerym powiem, że na moją twarz wypełzł usmiech, który powiększał się z minuty na minutę, by w końcu przypominać banana kolosalnych rozmiarów. Prawda, mój gust muzyczny ukierunkował się i nie słucham już czego popadnie, ale nie jest to powód, by traktować tych wykonawców jak gówno dla pospolitego ruszenia. Wręcz przeciwnie, uważam, że muzyka to uniwersalny język i jeśli nie zamykamy się sztucznie na dany gatunek muzyczny i jemu podobne (co według mnie jest kulturowym samobójstwem) jesteśmy w stanie bez skrzywienia twarzy wysłuchać wszystkiego. Tak, nawet disco polo przy którym mi, osobiście, świetnie się bawi.
Jaki sens moich marnych wypocin? Może ktoś to przeczyta i zrozumie, że poszanowanie gustu innego człowieka rodzi zrozumienie, a zrozumienie rodzi... no właśnie, z tym zostawiam już was. Miłych przemyśleń. Na koniec wrzucę jeszcze dwie piosenki. Pierwsza 'gównianego' zespołu Muse, która jest moim ulubionym utworem ze wszystkich mi znanych, a druga Timbalanda z której zaczerpnąłem tytuł notki. Enjoy~



Ach, no i pozdrowienia dla Eleazara, dzięki któremu nasunął mi się pomysł na tę notkę ;-)

poniedziałek, 30 maja 2011

Krótka biografia [1]

Blogi piszę od długiego czasu, niestety na żadnym z dotychczasowych serwisów nie zabawiłem na dłużej. Powody były proste - toporny interfejs, ciężka obsługa. Ale ta notka nie o tym ma traktować więc przejdźmy najlepiej do meritum. Powinienem się przedstawić, a wiadomo, że kiedy chce się siebie opisać zaczyna się od imienia. Wszystko poniżej.

Imię:  Mateusz
Wiek: 19
Zainteresowania: Taniec, muzyka, literatura, kino, biologia
Inne: Brak, a przynajmniej na ten czas nic więcej nie powiem.

Nie wiem co więcej napisać, bo wtedy ta notka będzie pisana na siłę. Życzcie mi tego, by spisywanie moich myśli nie nastręczało większych problemów oraz by ten blog nie umarł z braku mojego zainteresowania.